Po pierwsze szlak na Kazbek nie jest oznakowany. Po drugie zasady chodzenia po lodowcu są zupełnie inne niż zasady chodzenia po zwykłych górach. Nawet zimowe doświadczenie chodzenia po szczytach Tatr Wysokich nie jest w tej sytuacji wystarczające. Letnia wyprawa na Kazbek jest trudniejsza niż wyprawa na Rysy zimą. Drugim naszym listopadowym wypadem było „zimowe” wejście na Rysy. Zimowe piszę w cudzysłowie, bo rzeczywiście śniegu jest sporo (miejscami po kolana) jest lekki przymrozek, oblodzone fragmenty, ale z drugiej strony nie ma go tyle, żeby mówić o zagrożeniu lawinowym i jest dobrze zwarty, a miejscami wystaje sucha skała i trawa, można spokojnie odnaleźć szlak i przede wszystkim Rysy, węg. Tengerszem-csúcs [1]) – góra zlokalizowana na granicy polsko-słowackiej, w Tatrach Wysokich (jednej z części Tatr ). Ma trzy wierzchołki, z których najwyższy jest środkowy (2501 m n.p.m. ), znajdujący się w całości na terytorium Słowacji. Wierzchołek północno-zachodni, przez który biegnie granica, stanowi Na Rysach (Tatry) za dnia odczuwalna temperatura ma wynieść -20 °C. Możliwość pojawienia się opadów wynosi 8%. Minimalna temperatura: -9 °C, Maksymalna temperatura: -6 °C, Prędkość wiatru: 48 km/h, W nocy z czwartku na piątek minimalna temperatura ma wynieść -8 °C, a z kolei prędkość wiatru 66 km/h. Spadnie świeży śnieg. Niżnie Rysy - prognoza pogody na dzisiaj (17.11). Jakie warunki pogodowe są w górach (Tatry)? W piątek temperatura na Niżnich Rysach (Tatry) ma wynieść -5 °C. Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd Hỗ Trợ Nợ Xấu. Rysy to cel, który każdy będzie odbierał inaczej. Dla jednych może to być jeden z najtrudniejszych szlaków jakie przeszli, dla innych jeden z wielu łatwych szczytów na których byli. Na szlaku spotkać można również turystów, którzy wybiorą się na Rysy nieświadomi tego, czego mogą się spodziewać. Problemem nie jest opisanie trudności szlaku. W internecie można znaleźć różne opisy. Weźmy jednak pod uwagę, iż to, co dla jednego turysty będzie łatwe, dla innego będzie czymś na granicy możliwości. Należy jednak uznać, iż wejście na Rysy od polskiej strony należy do zadań wymagających, wiodących wysokogórskim szlakiem turystycznym. Nie polecam podchodzenia do wejścia zbyt nonszalancko. W poniższym artykule postaram się przybliżyć charakter samej trasy, ale także podejść do tematu sprzętowo, odpowiadając na częste pytanie “Rysy – co zabrać ze sobą na szlak?”. Wejście na Rysy od polskiej strony – specyfika szlaku Na Rysy można wejść czerwonym szlakiem od strony słowackiej, jak i tym samym szlakiem od strony Morskiego Oka na stronie polskiej. Planując wejście na Rysy trzeba wziąć pod uwagę kilka najważniejszych kwestii, takich jak: nasza kondycja, doświadczenie w chodzeniu po górach czy sprzęt jakim dysponujemy. Kondycja Do pokonania jest ok. 1100 metrów w pionie od Morskiego Oka lub 1500 metrów od Palenicy Białczańskiej. Według czasów podanych w przewodnikach, oznacza to około 8,5 h które poświęcić musimy na wejście i zejście (z / do Morskiego Oka) lub około 12 godzin, jeżeli wychodzimy z parkingu na Palenicy. W rzeczywistości, biorąc pod uwagę przerwy na odpoczynek czy pobyt na szczycie, może to być 1-2 h dłużej. Na tym szlaku próżno liczyć na samotność (fot. 8academy) Osoba przygotowana fizycznie przejdzie taką różnicę wysokości oraz dystans bez problemu, jednak dla osoby nieprzywykłej do ruchu, będzie to spory wysiłek. Szansa, iż wraz z upływem dnia tempo będzie słabło, jest spora. Warto również wziąć pod uwagę, iż przez większość roku mamy szansę wychodzić czy wracać bez światła dziennego. Trudność szlaku Nie będę odkrywczy – osoba obeznana z górskim terenem skalnym nie będzie musiała nawet korzystać z zamontowanych na szlaku łańcuchów. Jednak dla osoby, która w takim terenie nigdy się nie poruszała, może to być spore wyzwanie. Zwracam na to uwagę, ponieważ w pogodny dzień, w szczycie sezonu, można bez problemu zauważyć osoby, które prawie czołgają się trzymając łańcuchów, kiedy inne przechodzą obok nich jakby szły po chodniku. Szlak na Rysy startuje spod Czarnego Stawu (fot. 8academy) Dodatkowo, warto wziąć pod uwagę odporność na ekspozycję. Nawet osoby super sprawne fizycznie, wytrenowane wytrzymałościowo, zdrowe i tryskające życiową energią mogą stracić całą swą siłę w obliczu “lufiastego” terenu z jakim przyjdzie im się miejscami zmierzyć. Należy pamiętać, że powiedzenie “strach ma wielkie oczy” nie jest tu adekwatne – niestety regularnie zdarza się, że wejście na Rysy kończy się tragicznie. Teren w górnych partiach szlaku dla wielu okaże się trudny, a widoki i widmo tego co może się wydarzyć nie ułatwią wejścia. Za trudne dla początkujących? Rysy nie są jedynym szlakiem w Tatrach na który można się wybrać, jednak rozmawiając z mijanymi turystami można czasem odnieść wrażenie, iż podczas urlopu w Zakopanem można wybrać się wyłącznie na Rysy (no, może jeszcze na Giewont) – a przecież tatrzańskie doświadczenie można zacząć zdobywać podczas przejść innych, łatwiejszych szlaków. Zgadzam się ze stwierdzeniem Janusza Gołąba, że “Rysy to nie jest góra dla każdego“. Dobrze, kończę na tym zdaniu zniechęcanie do wejścia na Rysy. Dalej będzie już tylko konkretnie. Wyjście na szlak Szlak na Rysy startuje znad Czarnego Stawu, do którego dochodzimy ze schroniska przy Morskim Oku. Uwaga: Niezależnie od tego czy startujemy ze schroniska czy z parkingu w Palenicy, zachęcam do wczesnoporannego wyjścia na szlak. Z kilku powodów. Będziemy mogli na podejściu upajać się ciszą, będziemy mieli mniejsze szanse na ewentualne pogorszenie pogody (w górach najczęściej ma to miejsce popołudniu), a w razie wystąpienia jakichś problemów, dysponujemy większą ilością czasu do zmroku. Tłok – generalnie nie do uniknięcia podczas pogodnych dni w miesiącach letnich – napotkamy, zakładając bardzo wczesne wyjście, dopiero schodząc, i to w dolnym odcinka szlaku, gdzie trudniej o „korki”. Opóźnianie startu oznaczać może stanie w tłumnej kolejce na szczyt, szczególnie na odcinkach ubezpieczonych łańcuchami. Na szlak najlepiej wyjść wcześnie (fot. 8academy) Morskie Oko najszybciej obejść idąc szlakiem po lewej stronie stawu. Po dojściu do progu Czarnego Stawu czeka nas krótki ale stromy odcinek szlaku wychodzący właśnie nad Czarny Staw. Tutaj można już poczuć alpejski charakter Tatr. Po prawej stronie znajduje się jedna z większych ścian tatrzańskich – pięćsetmetrowa Kazalnica, popularny cel doświadczonych taterników. Tutaj odchodzi w prawo szlak na Przełęcz pod Chłopkiem, który jest również warty polecenia dla doświadczonych turystów. Szlak prowadzący na Rysy omija Czarny Staw po lewej stronie, aby wejść w średnio-stromą część, którą to szybko zdobywamy wysokość, wychodząc na Bulę pod Rysami. Do tego czasu szlak prowadził wygodną ścieżką, w większości po szlaku ułożonym z kamieni, a jedyną trudnością był wysiłek fizyczny. Za Bulą wchodzimy na Grzędę (od lewej strony), gdzie napotykamy pierwsze fragmenty z łańcuchami, które w górnej części szlaku stają się praktycznie standardem. Tutaj wejście na Rysy przestaje być “górskim spacerem”. W niektórych miejscach budowniczowie szlaku wycięli stopnie. Nie są to stopnie w rozumieniu drabiny czy może schodów, jednak zmniejszają nieco szansę poślizgnięcia. Tzw. Grzęda, to skalne ramię, które prowadzi na prawo od żlebu zwanego Rysą (najczęściej Rysą wchodzi się na szczyt w okresie zimowym). Na tym odcinku szlak posiada długie odcinki wyposażone w łańcuchy i wyprowadza nas na grań w pobliżu samego szczytu. Po przejściu krótkiego odcinka grani (łańcuchy, duża ekspozycja), do pokonania pozostaje już krótki odcinek tuż pod samym szczytem. Jednak nie można się tutaj zdekoncentrować. Wejście na Rysy to w końcówce bardzo eksponowany odcinek szlaku, więc poślizgnięcie może skończyć się tragicznie. Należy również bardzo uważać na to, aby nie zrzucić luźnych kamieni na osoby, które znajdują się poniżej (ta uwaga dotyczy całego odcinka szlaku biegnącego Grzędą). Kilka słów na temat zabezpieczeń Pierwsze sztuczne ułatwienia, w postaci klamer, pojawiły się na szlaku na Rysy w 1886 roku, i od tego momentu cały czas ich przybywa. Ostatnia znacząca przebudowa (wraz z częściową zmianą przebiegu szlaku) miała miejsce w 1996 roku. W tej chwili łańcuchów na omawianym szlaku jest bardzo dużo i ubezpieczają one praktycznie każdy trudniejszy odcinek. Stosuję tutaj zamiennie słowa „zabezpieczenie” i „sztuczne ułatwienie”, jednak prawidłową definicją powinna być ta druga. Łańcuchy czy stopnie ułatwiają nam przejście szlaku, ale nie zabezpieczają przed upadkiem z wysokości do momentu, w którym nie wykorzysta się ich do asekuracji (o tym w dalszej części tekstu). Wierzchołek Rysów po polskiej stronie (fot. 8academy) Zejście z Rysów Szczyt Rysów to 3 wierzchołki, z których północno-zachodni, o wysokości 2499 m leży w Polsce. Wyższy od niego o 4 metry (środkowy) leży na terenie Słowacji. Wejście od strony słowackiej jest łatwiejsze, niż od strony polskiej. Aby uniknąć zatorów, które w pogodne dni napotkamy, z dużym prawdopodobieństwem, można wybrać szlak słowacki jako drogę zejściową. Po słowackiej stronie, na wysokości 2250 m znajduje się schronisko (ok 30 min drogi od szczytu) – przechodzimy przez nie do Doliny Mięguszowieckiej. Szczególnie warto pamiętać o jego bliskości w razie załamania pogody. Sprzęt i potencjalne zagrożenia Wspomniałem już o zagrożeniach takich jak trudności techniczne, ekspozycja, kamienie. Jednak to nie wszystkie niespodzianki, które możemy napotkać na szlaku na Rysy. Niższe temperatury, krótki dzień Wiosną musimy się liczyć z płatami zmrożonego śniegu, które mogą utrzymywać się do początku lipca. Z kolei zalodzenia mogą pojawić się już we wrześniu. Do takich warunków trzeba się przygotować przed wyjściem na szlak. Sam sprzęt (raki, czekan) jest pomocny, jednak nie można zapominać o tym, iż trzeba umieć się nim posługiwać. Samo posiadanie tego sprzętu nie gwarantuje nam bezpieczeństwa. Dlatego czasami, przy złych warunkach, lepiej zrezygnować z wycieczki. Wejście na Rysy naprawdę może poczekać. Nie każdy z turystów jest właściwie przygotowany na to, co czeka go na tym szlaku (fot. 8academy) Kolejną ważną kwestią jest krótki, jesienny dzień. Koniecznie weźmy to pod uwagę przy planowaniu godziny wyjścia i powrotu, jak również czasu potrzebnego na pobyt na szczycie czy niespodziewane sytuacje (załamanie pogody, zatory, zalodzenie itp.). Dlatego niezbędnym wyposażeniem każdego turysty, niezależnie od długości dnia, jest włożona do plecaka czołówka. Autoasekuracja na łańcuchach W tekście o wejściu na Rysy nie może zabraknąć akapitu o autoasekuracji, którą można zastosować na wspomnianych sztucznych ułatwieniach (łańcuchach). Zestaw do autoasekuracji (zwany zestawem do via ferrata) jest konieczny w Alpach i Dolomitach (na specjalnie przygotowanych do tego szlakach). Zestaw do autoasekuracji składa się z lonży oraz uprzęży biodrowej. W Polsce, takie zestaw jest polecany przez TOPR na trudnych szlakach wyposażonych w sztuczne ułatwienia (łańcuchy) na szlaku na Rysy. Jednak niestety do tej pory niezbyt wiele osób korzysta z takiego wyposażenia (2-3 osoby na 100 osób wchodzących na Rysy). Via Ferrata na Rysach (fot. 8academy) Lonża do via ferraty składa się z dwóch ramion zakończonych specjalnymi karabinkami, które podczas podejścia / zejścia, obie wpięte są w łańcuch czy stalową linę. Przy dojściu do końca łańcucha (liny) przepinamy najpierw jeden karabinek do wyższego łańcucha, a następnie drugi karabinek. W ten sposób, w każdym momencie, jesteśmy asekurowani. Dodatkowym, koniecznym elementem sprzętu, który ma podnieść nasze bezpieczeństwo, jest kask . Ma on na celu ochronę przed spadającymi kamieniami, czy urazami spowodowanymi upadkiem z wysokości. Zima nie dla początkujących Ostatnią kwestią, na którą chcę zwrócić uwagę, jest okres zimy, w czasie której wejście na Rysy polecane jest wyłącznie doświadczonym turystom. Konieczne jest posiadanie odpowiedniego sprzętu (raki, czekan, czasami lina), umiejętności posługiwania się tym sprzętem, jak również poruszania się w zróżnicowanych warunkach zimowych (śnieg kopny, oblodzenie, nawisy itp.). Ważna jest również wiedza na temat lawin oraz ratownictwa. Osobom nieposiadającym takiej wiedzy, zdecydowanie odradzam wchodzenia na Rysy w warunkach zimowych. Rysy – co zabrać ze sobą na szlak Przykładowa, sprzętowa zawartość plecaka w drodze na Rysy. (fot. arch. Janusz Gołąb) Wejście na Rysy – lista potencjalnego sprzętu (cieplejsze pory roku, pogoda bezśnieżna): plecak buty trekkingowe / podejściowe skarpety spodnie trekkingowe spodnie membranowe koszulka/ bielizna termoaktywna softshell kurtka membranowa (przeciwdeszczowa) lekka kurtka termiczna (w najcieplejszych porach roku do pominięcia lub zastąpienia bluzą) czapka rękawiczki kask uprząż biodrowa lonża na via ferraty termos lub butelka na wodę batony energetyczne, orzechy czołówka (sprawdź baterie przed wyjściem!) W porach przejściowych (o czym pisałem powyżej) listę koniecznie należy uzupełnić o raki i czekan, a jeśli ich używanie jest nam zupełnie obce, zrezygnować z wyjścia do czasu nabycia większego doświadczenia na łatwiejszych szlakach. Więcej informacji o zimowych elementach wyposażenia znajdziesz w artykułach: “Jaki czekan w Tatry?” oraz “Jakie raki w Tatry?“. Mam nadzieję, iż powyższe uwagi pomogą odpowiednio przygotować się do wejścia na najwyższy wierzchołek Polski. Osobom mniej zaawansowanym uświadomić natomiast, iż konieczne jest zdobycie wcześniejszego doświadczenia po to, aby zminimalizować ryzyko, które podejmujemy chodząc po szlakach wysokogórskich. Osobom doświadczonym tekst ma wyłącznie usystematyzować wiedzę. Do zobaczenia na szlaku! Moderator: halny jurko WYPRAWA NA RYSY . Zbliża się 70 lat od chwili powstania zakładów lotniczych w Mielcu i rozpoczecia produkcji lotniczej .Z tej okazji zorganizowana zostala wyprawa na Rysy od strony prawie 40 osobowa grupa pracowników Polskich Zakładów Lotniczych zdobyła szczyt Rysów .Pogoda typowa dla gór,deszcz ,grad,mgła a w górnych partiach dużo też trochę słońca głównie gdy dotarliśmy na szczyt Rysów -widoki bajkowe co można zobaczyc na zdjęciach BOGUSLAW P. boguslaw Posty: 267Rejestracja: 2007-04-19, 18:28Miejscowość: Mielec przez marmk7 » 2008-07-23, 22:03 boguslaw napisał(a):70 lat od chwili powstania zakładów lotniczych w Mielcu Byłem, widziałem, uczestniczyłem. To co było niemożliwe stało się faktem. Czy jakaś firma może się pochwalić takim osiągnięciem, wyprowadzając tyle osób na Rysy? Z tak dzielną załogą można zawsze iść tam gdzie się wydaje, że coś jest niemożliwe! Mimo zróżnicowanej pogody (słońce, deszcz, grad, słonce, deszcz itd.) nikt nie pomyślał aby zejść ze szlaku. Za to Tatry wynagrodziły nam swoimi niepowtarzalnymi widokami i panoramami. Jeszcze raz gratuluję wszystkim: zarządowi i ich rodziną, uczestnikom, taterniczce Ewie z Krakowa, osiągnięcia wyznaczonego celu. Ostatnio edytowany przez marmk7 2008-07-25, 17:32, edytowano w sumie 4 razy marmk7 Posty: 141Obrazki: 0Rejestracja: 2007-04-20, 14:31Miejscowość: Mielec przez andy » 2008-07-24, 12:32 Mariusz wszystko fajnie, ale pisz w Wordzie bo sadzisz kalafiory. Pozdrowienia dla nieprzemakalnych lotników andy Administrator Posty: 755Obrazki: 2Rejestracja: 2007-04-12, 13:40Miejscowość: Mielec przez Ewa Zofia » 2008-07-24, 13:11 Andrzej ,co to są kalafiory? Nie te z worda? Boguś ,Ty to jesteś z kolegą Mariuszem pędziwiatr............dziś tu jutro tam :)))))))))) Ale piękne zdjęcia,cudna wyprawa i mnóstwo fajnych emocji:))))))))Pozdrawiam Ewa Ewa Zofia przez marmk7 » 2008-07-24, 13:25 Znowu marudzisz? marmk7 Posty: 141Obrazki: 0Rejestracja: 2007-04-20, 14:31Miejscowość: Mielec przez andy » 2008-07-24, 14:20 No to dobra piszcie jak chcecie, zawsze będzie się można z czegoś dodatkowo pośmiać, a śmiech to zdrowie, a kalafiory smaczne. andy Administrator Posty: 755Obrazki: 2Rejestracja: 2007-04-12, 13:40Miejscowość: Mielec przez Mario_1313 » 2008-07-24, 20:10 Mario_1313 Posty: 100Rejestracja: 2007-05-21, 21:15Miejscowość: Mielec przez marmk7 » 2008-07-24, 20:33 Mario_1313 napisał(a):podeslales zainteresowanym linka Tobie widzę, że też się nudzi. Trzeba Ci zabrać wózek to będziesz miał mniej czasu na głupoty. marmk7 Posty: 141Obrazki: 0Rejestracja: 2007-04-20, 14:31Miejscowość: Mielec przez boguslaw » 2008-07-24, 21:38 marmk7 napisał(a):Trzeba Ci zabrać wózek Mariusz i sobie nagrabiłeś ,pewno od jutra przesiądziesz sie na rower z trzema kołami a przy deszczowej pogodzie to żadna przyjemność. Ostatnio edytowany przez boguslaw, 2008-07-25, 05:12, edytowano w sumie 1 raz BOGUSLAW P. boguslaw Posty: 267Rejestracja: 2007-04-19, 18:28Miejscowość: Mielec przez Mario_1313 » 2008-07-24, 22:00 Mario_1313 Posty: 100Rejestracja: 2007-05-21, 21:15Miejscowość: Mielec Wróć do Wyprawy, wyjazdy Kto jest na forum Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości Koniec wakacji wprawił nas w minorowy nastrój, na polepszenie humorów postanowiliśmy wyruszyć w Dolomity. Jeszcze w tych górach nie byliśmy, tyle natomiast słyszeliśmy. Skonfrontujemy w końcu wyobrażone z realnym… Dolomity to góry znacznie wynioślejsze niż Tatry: wysokość 2500 metrów osiąga tu większość wierzchołków (najwyższy wierzchołek Marmolady — Punta Penia — wznosi się 3343 metry Powierzchniowo są bardzo rozległe, nie tworzą jednorodnego łańcucha, ale kilkanaście grup porozdzielanych głębokimi dolinami i wysokimi przełęczami: przeprawa z jednej grupy do drugiej potrafi zająć sporo czasu. W dużej części składają się z dolomitu, czyli skały będącej związkiem wapnia i magnezu. Jest ona podatna na wietrzenie i procesy erozji, co odpowiada za powstawanie tak charakterystycznych malowniczych kształtów. Niczym średniowieczna twierdza… Widok na grupę Selli od strony przełęczy Gardena. Spędziliśmy w Dolomitach zaledwie tydzień, można powiedzieć, że ledwie musnęliśmy je wzrokiem. Wystarczyło, by się zauroczyć. Góry są przepiękne, krajobrazowo fantastyczne, wręcz bajkowe; trudno się dziwić, że trafiły na listę UNESCO. Co rzadko się zdarza, wszystkie przedsięwzięte przez nas wyprawy — nawet ta najkrótsza, spowodowana załamaniem pogody — pozostawiły w nas niezatarte wrażenia. Niestety, każdy kij ma dwa końce i atrakcyjność Dolomitów przekłada się także na przygnębiające wady. Na potrzeby turystyki nadmiernie je ucywilizowano (schronisk i kolejek jest tu bez liku), przez co zalewa je tłum, dla którego przebywanie w górach niekoniecznie ma większą wartość (bardziej chodzi o zaliczenie niż przeżycia). Przyjechaliśmy niby po wysokim sezonie (ten trwa tu do 15–20 sierpnia), mimo to na szlakach, ferratach i w schroniskach zaskoczyła nas ciżba ludzi. Co tu się dzieje w środku lata, nie chcę sobie nawet wyobrażać. To musi być armagedon jak w naszych Tatrach. Nawet tam, gdzie podobno jeszcze do niedawna nikt nie zaglądał, dziś spotyka się wielu turystów. Czy więc w Dolomitach są jeszcze miejsca oferujące samotność? Na pewno tak, dotyczy to jednak szczytów niedostępnych szlakiem. O zmierzchu… W oddali koronka szczytów Sassolungo widoczna podczas zejścia z Marmolady. Do dolomickiej doliny Badia przyjechaliśmy pod koniec sierpnia, a przywitał nas krajobraz wczesnowiosenny. Załamanie pogody, które poprzedziło nasze przybycie, oprószyło góry śniegiem. Wyżej spadło ponad pół metra białego puchu, niżej, na wysokości około dwóch tysięcy metrów — kilkanaście centymetrów. Nic zaskakującego, ale mokra skała utrudniała zdobywanie wyniosłych szczytów, zwłaszcza ferratami. Śliskie kamienie przy zerowej temperaturze, a taka panowała w okolicach 3 tysięcy metrów, stają się oblodzone, robi się wówczas i mało zabawnie, i niebezpiecznie. Postanowiliśmy nie forsować tempa od samego początku, dać sobie dzień na aklimatyzację, a przede wszystkim pozwolić zadziałać słońcu, tak by osuszyło skały i stopiło większość śniegu, zanim wyruszymy wyżej na całodzienne wyrypy. Zapraszam na krótkie opisy naszych wędrówek. GRAN CIR i FERRATA NA PITLA CIR Passo Gardena — Pitla Cir — Passo Gardena — Gran Cir — Passo Gardena (na Pitla Cir via ferrata) czas przejścia: 5–6 godzin (w tym 1 godz. ferrata) suma podejść: 800 m trudność: ** Gran Cir i Pitla Cir wznoszą się nad przełęczą Gardena i należą do grupy Puez. Tworzą wraz z kilkoma innymi turniami poszarpaną grań, która z dołu wydaje się nie do zdobycia. Pozory mylą — oba szczyty są dostępne turystycznie, a ich osiągnięcie nie wymaga bardzo zaawansowanych umiejętności, oferuje w zamian trochę wspinaczki i świetne widoki. Wejście na oba szczyty podczas jednej wycieczki to zadanie dla bardziej doświadczonych górołazów — trzeba mieć sprzęt na via ferraty i odporność na ekspozycję, do zrobienia jest około 800 metrów przewyższenia, niby niedużo, ale da się to odczuć w nogach. Można oczywiście zdobyć tylko łatwiejszy szczyt — Gran Cir. Prowadzi na niego miejscami ubezpieczony stalową liną szlak, pod względem trudności i popularności odpowiednik, jak ujmuje to znawca Dolomitów Dariusz Tkaczyk, tatrzańskiego Giewontu. Pitla Cir — najwyższy wierzchołek na zdjęciu — oferuje rasową via ferratę i wspaniałe widoki. Na oba szczyty wyrusza się z PASSO GARDENA (2121 m Przez tę wysoko położoną przełęcz przebiega szosa, a kilka parkingów (płatnych), wyciągów i restauracji obsługuje pokaźny w tym miejscu ruch turystyczny. Z parkingu podchodzi się przez rozległe hale pod skalny mur i w zależności od tego, co chce się zdobyć, kieruje na prawo lub lewo. My zaczynamy od zdobycia PITLA CIR (2520 m To piąty szczyt w grani Cir, stąd jego nazwa (pitla oznacza pięć). Na wierzchołek wiedzie ładna ferrata zwana Cir V — droga jest niedługa, ale ekscytująca. Duża ekspozycja, dwa dosyć trudne odcinki i wspaniały widok ze szczytu — jest się czym zachwycać. Ferrata oceniana jest na B | C. W moim odczuciu problemem jest bardziej ekspozycja niż wymagania techniczne, ale co ciekawe najtrudniejszy odcinek łączy w sobie obie te rzeczy — wiedzie gładką ścianką z dużą lufą pod nogami. Dość techniczne jest też pokonanie rysy pod samym wierzchołkiem. Sam szczyt jest tak wąski, że z trudem mieści kilka osób. Nasza trójka wypełniła go w całości. Wejście w ferratę wiedzie przez krótką drabinkę. Dalej zaczyna się fajna skalna wspinaczka. Ferrata z powodu łatwego dostępu jest bardzo popularna. Mieliśmy jednak szczęście: wspinaliśmy się sami. Dzień wcześniej przyszło ochłodzenie, które spowodowało, że okolica zrobiła się biała i śnieg wystraszył ludzi. My też podchodząc pod Cir V, obawialiśmy się warunków. Ferrata biegnie jednak po południowej ścianie, a mocne tego dnia słońce szybko osuszyło skały. Droga została solidnie ubezpieczona, lina ciągnie się przez całą trasę. Jedynie podejście spod skał do drabiny, która oficjalnie wyznacza początek ferraty, prowadzi stromym i nieubezpieczonym terenem. Zejście, choć nietrudne, wiedzie dużym, piarżystym żlebem. Wraz z dojściem i zejściem pokonanie drogi zajmuje około 2–3 godzin. Na szczycie Pitla Cir — ledwo się mieścimy, ale widoki przednie. Po zejściu z ferraty pod kolejny szczyt do zdobycia można podejść wygodną ścieżką, bez schodzenia na dno doliny. GRAN CIR (2592 m to najwyższy wierzchołek skalnej grani flankującej od strony przełęczy grupę Puez. Masywny, wydaje się trudny do zdobycia i może dlatego dwa nieco trudniejsze fragmenty podejścia ubezpieczono tu stalowymi linami. Niemal wszyscy wchodzący na szczyt zakładają uprząż i lonżę, mając jednak nawet niezbyt duże doświadczenie wysokogórskie, spokojnie można się bez tego obejść. Sami, biorąc przykład z innych, też byliśmy w ferratowym ekwipunku, ale w ogóle z niego nie skorzystaliśmy, nie było takiej potrzeby. Warto natomiast założyć kask, skała miejscami bywa krucha, a tłum ludzi gwarantuje, że tu i ówdzie spadnie jakiś kamień. Wejście, oprócz tego, że jest bardzo strome, nie nastręcza problemów. Z wierzchołka roztacza się wspaniała panorama: z jednej strony na masyw Selli, z drugiej na Puez, na zachód natomiast — na niesamowite, wyrastające wprost z zielonych hal imponujące skalne gniazdo Sassolungo. Jedyna niedogodność pięknego w swojej surowości Gran Cir to tłumy. Wejście na szczyt i zejście na przełęcz zajmuje około 2 godzin. FERRATA BRIGATA TRIDENTINA i WEJŚCIE NA PISCIADÚ Passo Gardena — Ferrata Brigata Tridentina — Rifugio Pisciadú — Cima Pisciadú — Rifugio Pisciadú — Via Setus czas przejścia: 8 godzin (w tym 3 godz. ferrata) suma podejść: 1100 m trudność: *** infrastruktura: schronisko Pisciadú Ta całodzienna trasa to kwintesencja niezapomnianej górskiej wyrypy. Przy dobrej pogodzie nie ma co liczyć na samotność, mimo to zachwyt skalnym otoczeniem i widokami pozostaje. Grupa Sella, którą będziemy wędrować, przypomina z daleka bastion. Jego wnętrze to rozległy płaskowyż kojarzący się ze skalistą pustynią. Bramami prowadzącymi do serca masywu są długie strome doliny lub ferraty (oraz oczywiście kolejki, ale te zostawiamy innym). Trasa jest atrakcyjna od początku do końca: najpierw przejście bardzo ciekawą żelazną drogą, potem zdobycie wyniosłego szczytu, a na koniec zejście ubezpieczonym wysokogórskim szlakiem we wspaniałej scenerii. Ferrata BRIGATA TRIDENTINA to dolomitowy klasyk — żelazna droga wzięła nazwę od brygady włoskich Alpini (czyli żołnierzy górskich), którzy ją wybudowali. Poprowadzona z rozmachem, długa i mocno eksponowana, z co najmniej dwoma trudniejszymi technicznie miejscami, potrafi dać w kość, a jednocześnie zachwycić skalnym otoczeniem. Niestety szybki dostęp z parkingu (dojście do pierwszych ubezpieczeń zajmuje kilka minut) i stosunkowo łatwe jak na Dolomity powrotne zejście powoduje, że wybiera się na nią mnóstwo ludzi. Ludzi, którzy często nie radzą sobie nawet z mało wymagającymi fragmentami trasy. Zastoje przed co trudniejszymi miejscami są normą, co gorsza często czeka się na swoją kolej w mało komfortowych warunkach, ze stopami z ledwością utrzymującymi się na małych skalnych występach i lufą ziejącą pod nogami. Piękna skalna wędrówka — takie widoki i przeżycia oferuje ferrata Brigata Tridentina. Ferrata ma własny dedykowany parking (bezpłatny) — znajduje się on przed przełęczą Gardena, na jednym z zakrętów szosy; dojść do ubezpieczeń można również z samej przełęczy. Podejście z parkingu jest o tyle lepsze, że zanim wejdziemy w ferratę, musimy pokonać gładką ściankę ciągiem klamer. To, co czeka nas wyżej, będzie o wiele trudniejsze i znacznie bardziej eksponowane, ścianka może więc być pierwszym sprawdzianem naszych umiejętności. Może, ale nie musi — przed nami wspinała się grupa Niemców i Włochów, którzy z ledwością przeszli ten fragment trasy, a mimo to radośnie powędrowali dalej, powodując później gigantyczne zatory. Na szczęście przed największymi trudnościami można opuścić ferratę i powędrować do schroniska zwykłą wysokogórską ścieżką. Łatwiejsza część ferraty, zanim dojdzie się do turni Exner. Korek już tu ogromny. Dalej będzie jeszcze gorzej. Sama ferrata jest klasyfikowana jako trudna, wycenia się ją na mocne C. Największe trudności techniczne pojawiają się w ostatniej części drogi, na turni Exner. Do dużej ekspozycji dochodzi tam słabe urzeźbienie ściany, podejście tylko miejscami ułatwiane jest klamrami. Trudniejsze odcinki można przejść siłowo, podciągając się na stalowej linie (tak robi zdecydowana większość), lub klasycznie, wyszukując malutkie stopnie i chwyty oraz zawierzając tarciu (lina służy tylko do zabezpieczenia się przed upadkiem w przepaść). Efektowny, w sensie bajeranckim, jest też koniec ferraty — przejście po mostku zawieszonym nad kilkudziesięciometrową przepaścią. Mostek oznacza pożegnanie z ferratą. Niektórych spojrzenie w dół może przyprawić o szybsze bicie serca. Poniżej mostek widziany od dołu oraz dolina widoczna z góry. Po wyjściu z ferraty w ciągu kilkunastu minut łatwym terenem dochodzimy do RIFUGIO PISCIADÚ (2585 m Jego otoczenie robi wspaniałe wrażenie — skalisty, dziki płaskowyż, z ogromnym cielskiem szczytu Pisciadú i malutkim jeziorem puszczającym zajączki do wędrowców. Schronisko jest zwykle oblegane przez rzesze turystów, ale na płaskowyż zapuszcza się tylko niewielka ich część. Spędzamy w okolicy budynku kilkanaście minut, odpoczywając po trudach ferraty, a potem ruszamy na zdobycie szczytu, który zdążył zrobić na nas niezwykłe wrażenie. Kanciasta sylwetka CIMA PISCIADÚ (2985 m przytłacza, wydając się niezwykle trudną do zdobycia. Droga podejściowa wiedzie jednak południowym zboczem, który jako jedyny nie obrywa się urwiskami. Szlak (1,5 godziny ze schroniska na szczyt) okazuje się piękną wysokogórską turą bez większych technicznych wymagań. Z wierzchołka roztaczają się ładne widoki, zwłaszcza na Piz Boé. Skalny krajobraz płaskowyżu Selli — schronisko i dominujący nad nim szczyt Pisciadú. Poniżej Wawek na szczycie, w tle skalna piramida Piz Boé. Tą samą trasą wracamy do schroniska. Słońce powoli chowa się za góry, robi się zimno. Przed nami zejście malowniczym szlakiem numer 666, który prowadzi wrzynającą się w masyw Selli niezwykle stromą doliną Setus. To właściwie kamienny wąwóz, w którego górnej części zamontowano stalową linę jako ubezpieczenie. Sporo osób dla bezpieczeństwa wpina się do niej jak na zwykłej ferracie. Szlak technicznie nie jest jednak trudny, a poprowadzona zakosami ścieżka pozwala w miarę komfortowo tracić wysokość. Dwie godziny później meldujemy się przy samochodzie. Val Setus w górnej części przypomina surowy skalny wąwóz. Znacznie niżej szlak wychodzi na rozległe piargi, poprowadzona zakosami ścieżka jest jednak komfortowa. W STRONĘ DOLINY DE MESDÌ Colfosco — początek Val de Mesdì — Pici Sasc — Colfosco czas przejścia: 3 godziny suma podejść: 400 m trudność: * Dobra pogoda nie trwa wiecznie. Kiedy przychodzi załamanie pogody, zazwyczaj planujemy mniej wymagające technicznie trasy. W deszczu, wietrze i zimnie i tak dają one nieźle w kość. Góry wśród chmur i mgieł, bez tłumów, wyglądają jednak spektakularnie. Tego dnia do wczesnych godzin popołudniowych lało w Dolomitach jak z cebra, wyjście mijało się z celem. Ale pod wieczór nieco się przejaśniło, postanowiliśmy więc wybrać się na krótki spacer. Nasz wybór padł na Val de Mesdì. Wcześniej planowaliśmy zejście tą doliną po zdobyciu Piz Boé, ale wiedzieliśmy już, że podczas tego wyjazdu nie uda nam się na ten trzytysięcznik trafić. Przejście całej doliny zajmuje ponad 4 godziny, powrót mniej więcej tyle samo. Aż tak dużo czasu do wieczora nie zostało, mogliśmy jedynie zaznajomić się z pierwszą częścią Val de Mesdì. Do punktu wyjścia wróciliśmy, trawersując częściowo znane nam zbocza Pici Sasc. Na nich zaczyna się ferrata Tridentina, o której pisałam wyżej. Wyjście na próg Val de Mesdì: powyżej widok na Colfosco i Sassongher, poniżej księżycowy krajobraz samej doliny. Jeszcze dalej rośliny całkowicie znikają z otoczenia. Wycieczka, choć krótka, okazała się wspaniała krajobrazowo. Val de Mesdì jest typową dla grupy Sella wysokogórską doliną o stromych, pociętych niczym nożem ścianach. Żeby dostać się do zasłanej kamulcami i piargami dolinnej niecki, trzeba pokonać stromy próg, ale warto się pomęczyć. Księżycowy krajobraz, który nagle otacza nas po wyjściu z progu, robi niesamowite wrażenie. Tego dnia mgły snujące się między sterczącymi iglicami pogłębiały jeszcze odczucia dzikości i surowości otoczenia. Nisko pędzące chmury co i rusz otulały nas niczym kokonem, odsłaniając ni stąd ni zowąd ostre sylwetki skał. Było i strasznie, i niesamowicie, nieziemsko. Trawers Pici Sasc, krajobrazowo znacznie bardziej zwyczajny, też nas zauroczył. Całość przyniosła zaskakująco piękną scenerię. Trawers Pici Sasc przynosi takie widoki... LAGAZUOI W TOWARZYSTWIE ŚWISTAKÓW Passo Falzarego — Kaiserjäger Steig — Lagazuoi — Rifugio Lagazuoi — Galleria Lagazuoi — Passo Falzarego czas przejścia: 5 godzin suma podejść: 800 m trudność: ** infrastruktura: schronisko Lagazuoi Przełęcz Falzarego to znakomity punkt wypadowy w grupę Tofan. Chcieliśmy wyruszyć stąd na jeden z ich wierzchołków (wraz z przejściem trudnej ferraty), ale zła pogoda: deszcz przechodzący wyżej w śnieg, niska temperatura i silny wiatr, zmusiła nas do zmiany planów. Zrobiliśmy jedną z klasycznych tras w tym rejonie — dosyć krótką i niezbyt trudną, ale piękną krajobrazowo i atrakcyjną z powodu historycznych odniesień. W chmurnej i wręcz jesiennej scenerii droga pozwoliła nie tylko poczuć piękno grupy Tofan, ale też cieszyć się samotnością, o co w Dolomitach szczególnie trudno. Kolejką na szczyt? Nie dziękuję :-) Z PASSO FALZAREGO (2105 m startuje kolej kabinowa, która wwozi leniwych turystów na szczyt Lagazuoi. Między innymi z tego powodu przełęcz i okolica są niezwykle popularne. Tego dnia na wjazd na górę nie było wielu amatorów, pogoda sprzyjała raczej miejskim rozrywkom, tym bardziej też nie było chętnych na piesze wędrówki. Nie powiem, żeby nas to smuciło. Podczas pierwszej wojny światowej rejon Lagazuoi był miejscem ciężkich walk pomiędzy wojskami włoskimi a austro-węgierskimi. Szlak nazwany KAISERJÄGER STEIG odtwarza drogę, którą zaopatrywano w żywność alpejskich żołnierzy austro-węgierskich (tzw. Kaiserjäger). Trasa zwana jest na wyrost ferratą, tak naprawdę to niezbyt trudna, ubezpieczona na krótkich odcinkach stalową liną ścieżka poprowadzona w pięknej skalnej scenerii. Jej dodatkową atrakcją są… świstaki. Wciąż towarzyszyły nam im pogwizdywania, przy odrobinie uwagi można też było wypatrzeć piaskowobrązowe słupki pomiędzy skałami. W drodze na szczyt Lagazuoi. Malowniczość Kaiserjäger Steig nie pozostawia obojętnym nawet największych malkontentów. To świetny szlak także dla starszych dzieci — stanowiska wojskowe, tunele, kłody i wiszący mostek są tak atrakcyjne, że na szczyt LAGAZUOI (2778 m dochodzi się nie wiadomo kiedy (tak naprawdę po około 2 godzinach :-). Kilkadziesiąt metrów dalej w swoje progi zaprasza RIFUGIO LAGAZUOI (2752 m Posadowione tuż obok górnej stacji kolejki jest zawsze gwarne i zatłoczone, klimatem przypomina bardziej drogą restaurację niż schronisko dla strudzonych wędrowców. To najbardziej rozczarowujące miejsce na całej trasie. Kiedy tu dotarliśmy, byliśmy przemoczeni i zziębnięci — od kilkunastu minut padał śnieg z deszczem, zacinał porywisty wiatr, temperatura spadła w okolice zera. W zaciszu czterech ścian chcieliśmy nieco się wysuszyć, rozgrzać herbatą, podreperować siły — do tego przecież służy schronisko. Wewnątrz jednak nie było miejsc; wszystko zajęli Amerykanie w różowych koszulach i spodniach w kancik, na które założyli, by było bardziej outdoorowo, gacie do grania w gry zespołowe. Wjechali kolejką, żeby zjeść lunch w tak miłych okolicznościach przyrody. Nic tu po nas. Tofany widoczne z okolicy schroniska Lagazuoi. Poniżej — w drodze do tunelu. Padało i wiało, ale lepiej było wrócić na szlak. Nasza droga zejściowa wiodła tunelem — tak zwaną GALLERIĄ LAGAZUOI. Tunel to odpowiedź Włochów na Kaiserjäger Steig. Wykuty w skałach masywu, miał ułatwić atak na stanowiska Austriaków, a dokładniej wysadzić je w powietrze. Podstęp się nie udał — po założeniu ładunków wybuchowych górna część tunelu eksplodowała, ale ostrzeżeni Austriacy zdążyli się wycofać, a potem zajęli powstały krater i odparli w krwawej walce włoskich Alpini. To wszystko można wyczytać na tablicach ustawionych w tunelu. Przejście trasy, wraz ze zwiedzeniem bocznych korytarzy (warto!), zajmuje dużo ponad godzinę. Przez cały czas towarzyszy nam stalowa lina, ale nie ma potrzeby wpinania się do niej zestawem ferratowym (choć szlak opisywany jest jako ferrata). W zamian konieczne są latarka i kask — miejscami strop jest niski. Galleria robi wrażenie — kilometry korytarzy, kilkanaście stanowisk ogniowych, sale do spania, kwatery wojskowe w pieczarach; wszystko zaaranżowane w duchu epoki i opisane, także w języku angielskim (w stacji kolejki można nawet wypożyczyć audiobooka). Korytarze, drabinki, otwory strzelnicze…, czyli Galleria Lagazuoi. Po wyjściu z tunelu czeka nas jeszcze kilkadziesiąt minut schodzenia do doliny i parkingu. Ścieżka jest dobrze utrzymana i wygodna. Byliśmy przemarznięci, ale megazadowoleni. Trafiliśmy z pogodą :-) — w ładny słoneczny dzień wędrowalibyśmy w tłumie, dziś na szlakach spotkaliśmy tylko siebie… *** O wdrapaniu się na najwyższy szczyt Dolomitów — Marmoladę (a dokładniej na jej najwyższy wierzchołek Punta Penia: 3343 m — w oddzielnym wpisie. Zdobycie najważniejszego dolomitowego „naj”, to pod każdym względem wspaniała wyprawa, warta dokładniejszego opisu. Rayyan Szczepaniak to wyjątkowo bystry 7-latek, który dziś (wtorek 6 października) przeżyje prawdopodobnie największą przygodę w swoim dotychczasowym życiu. Chłopiec (częściowo o własnych siłach, a częściowo niesiony w specjalnym nosidle) zdobędzie dziś szczyt Rysów. Pomoże mu w tym grupa zaprzyjaźnionych górali. Wspinaczka na najwyższy szczyt Polski ma być nie tylko zabawą, ale też... pokazaniem trudnej sytuacji chłopca, który urodził się z wadą nogi. Jeśli nie nazbiera w krótkim czasie pieniędzy na operację w USA grozi mu amputacja nóżki. W chwili, gdy ten tekst trafia na łamy internetowego wydania "Gazety Krakowskiej" mały Rayyan Szczepaniak jest już gdzieś powyżej Czarnego Stawu pod Rysami. Choć chłopiec ze względu na swoja niepełnosprawność nigdy nie zdobyłby wierzchołka Rysów sam, to zawsze marzył o tym, by się tam znaleźć. By zrealizować marzenie chłopca na szczyt postanowili go wynieść Dariusz Pachut i Łukasz Rajba dwójka Rayyana na Rysy, aby pomócChłopiec bardzo pokochał góry. Był ostatnio z Mamą na Kasprowym Wierchu, gdzie wjechał kolejką. Postanowiliśmy, że weźmiemy Rayyana w specjalnym nosidełku i wejdziemy na Rysy, które są jego marzeniem. Akcją tą chcemy nagłośnić zbiórkę pieniędzy na operację w USA, która ma na celu uratować jego nóżkę oraz kręgosłup - mówi ostatnie zadanie jest równie, a może nawet i bardziej ważne, jak samo zdobycie Rysów. Rayyan od dziecka cierpi na wadę kości jednej z nóg oraz wadę kręgosłupa. Polscy lekarze mieli dla niego tylko jedną diagnozę - amputacja i dożywotnia niepełnosprawność. Dzięki uporowi mamy chłopca - pani Oldze - w wieku niecałych dwóch lat Narodowy Fundusz Zdrowia oraz darczyńcy sfinansowali jednak chłopcu pierwsza operację u światowej sławy ortopedy doktora Paleya z USA. Dziś chłopiec ma już jednak 7 lat i już dawno powinien przejść kolejną operację (do dorosłości czeka go ich jeszcze kilka). Niestety koszt leczenia za oceanem to milion złotych. NFZ finansowania zabiegu odmówił. Dlatego rodzina chłopca szuka pieniędzy na własną rękę. - Stan nogi i kręgosłupa Rayyana bardzo się pogarsza. Niestety do tej pory jego zdrowie i przyszłość są uzależnione od zebrania brakującej kwoty. Musimy uzbierać jak najszybciej, bo za chwilę zostanie tylko amputacja i kalectwo do końca życia… Boję się tego każdego dnia - mówi mam Rayyana. - Niestety coraz częściej zdarzają się sytuacje, że nawet plac zabaw nie sprawia radości, nie mówiąc o spacerze. Jest ból… Zdrowa nóżka rośnie dużo szybciej niż chora i niestety przy takim skrócie najbardziej cierpi kręgosłup. Każda wpłata i każde udostępnienie ma ogromne znaczenie. Muszę zrobić wszystko dla mojego synka, póki jeszcze jest szansa uratować nóżkę i sprawić, że będzie w pełni zdrowa. By uciec przed amputacją… Jeśli się nie uda, wtedy cały nasz wysiłek pójdzie na marne. Wszystkie łzy, ból i ciężka praca przestaną mieć znaczenie Tyle już przeszliśmy, nie możemy się poddać! Bardzo proszę, podaruj mojemu synkowi szansę na lepszą przyszłość. Każde wsparcie jest bezcenne, za wszystko z serca dziękujemy - dodaje na rzecz chłopca można wesprzeć tutajPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera Rysy często określane są przez Polaków najwyższym szczytem Tatr. Tak jest, ale tylko po naszej stronie Tatr. My, możemy poszczycić się 2 499 metrami, natomiast Słowacy powiedzą, że najwyższy szczyt w tym paśmie jest Gerlach – ma 2 655 m. Nie przeszkadza to jednak zarówno polskim i słowackim turystom w ich zdobywaniu. Rysy mają trzy wierzchołki, ten po stronie polskiej ma 2 499 m i jest średnim, u naszych południowych sąsiadów znajduje się najniższy 2 473 m i najwyższy – 2 503 m. Nazwa szczytu pochodzi od pożłobionych zboczy kompleksu Niżnych Rysów, Żabiego Szczytu Wyżniego i Żabiego Mnicha. Swoimi kształtami mogą budzić skojarzenia, jakoby góra była silnie porysowana. Rysy zachwycają zarówno pod względem bogatej flory – w górnych ich partiach występują aż 63 gatunki roślin, a także niezwykłą panoramą ze szczytu. Jeśli widoczność jest nieskazitelna, powinniśmy dostrzec oddalony o prawie 100 kilometrów Kraków, co naprawdę robi wrażenie. Historia zdobywania szczytu Tablica Lenina na Rysach (fot. ???) Pierwszą osobą, która zdobyła szczyt Rysów był Eduard Blasy – dokonał tego latem 1840 roku, jego towarzyszem był przewodnik Jan Ruman Driecny. 44 lata później, bo w 1884 roku Rysy zostały zdobyte zimą przez Teodora Wundta. Od tej pory rozpoczęła się nieustanna „ekspansja” szczytu, który w latach 1913-1914 miał zdobyć sam Lenin, o czym świadczy pamiątkowa tablica na szczycie. Są jednak i tacy, którzy w górskie podboje Lenina wątpią. Wśród znanych osób, którzy szczyt zdobyli było również małżeństwo Curie – Maria i Piotr weszli na szczyt w 1899 roku. Coraz śmielsze zdobywanie szczytu doprowadziło do tego, iż w latach 1886-1987 Tatrzańskie Towarzystwo oznakowało i oklamrowało szlak prowadzący od Morskiego Oka. Rysy można zdobyć na dwa sposoby – od strony polskiej lub od słowackiej, z czego ta druga dostępna jest jedynie w sezonie letnim, ze względu na zalegające połacie śniegu. Mimo tego turystyczne wejście od strony Morskiego Oka również jest odradzane, ze względu na zagrożenie lawinowe. Prześledźmy dwie drogi, prowadzące na najwyższy szczyt w Polsce. Szlak na Rysy z Polski Wodogrzmoty Mickiewicza (fot. własna) Aby zdobyć Rysy od strony polskiej musimy dotrzeć do Morskiego Oka. Punktem początkowym jest więc zwykle Palenica Białczańska, dokąd dojeżdża komunikacja autobusowa oraz gdzie można pozostawić samochód. Stąd czeka nas niemal dziesięciokilometrowa wędrówka asfaltową drogą. Dla turystów oszczędzających siły na prawdziwe górskie wojaże jest dobra wiadomość – trasę tę można również pokonać góralską bryczką, jednak do pewnego momentu, potem trzeba ją kontynuować pieszo. Po drodze na Morskie Oko naszej uwadze z pewnością nie umkną Wodogrzmoty Mickiewicza, stworzone przez trzy większe i kilka mniejszych kaskad o wysokości od 3 do 10 metrów. Dotarcie do Morskiego Oka powinno nam zająć około 2 godzin. Teraz rozpocznie się wędrówka czerwonym szlakiem wprost na Rysy. Aby wejść na szlak, musimy obejść Morskie Oko i pokonać podejście nad Czarny Staw pod Rysami, co z pewnością zajmie nie mniej, niż kilkanaście minut, zwłaszcza, że jest dość strome. W tym miejscu radzimy zrobić sobie przerwę. Teraz czeka nas już tylko ponad trzygodzinna wędrówka na Rysy po bardzo stromym zboczu – różnica wysokości wynosi tutaj aż 900 metrów. Po drodze naszym oczom z pewnością nie umknie wspaniały widok na Morskie Oko i Czarny Staw. Rysy – najwyższy szczyt (fot. Makarczuk, WikiMedia) Dolina Ciężka (fot. Krzysztof Dudzik, WikiMedia) Począwszy od Kotła pod Rysami rozpoczyna się strome, ale nie aż tak trudne podejście z łańcuchami, potem czeka nas przejście na wschodnią stronę grani, nad dość trudną przepaścią (to również jest zabezpieczone łańcuchami i klamrą). Stąd na szczyt jest już naprawdę niedaleko. Z wierzchołka rozpościera się wspaniały widok na najwyższe szczyty Tatr. Widać Gerlach, Wysoką i Lodowy Szczyt, doliny, w tym Mięguszowiecką, Rybiego Potoku i Białej Wody oraz na Tatry Zachodnie. Widoczność tym lepsza, im wcześniej na szczyt dotrzemy. Zejście jest tą samą trasą, chyba że chcemy udać się na stronę słowacką. Szlak turystyczny ze Słowacji Dolina Mięguszowiecka (fot. Jerzy Opioła, WikiMedia) Planując zdobycie Rysów, możemy wybrać również nieco łagodniejszą trasę od strony słowackiej, podążając Doliną Mięguszowiecką. Jest ona o wiele krótsza od tej po stronie polskiej, a i różnica w wysokości jest mniejsza. Musimy pamiętać, że szlak jest czynny w sezonie letnim – od czerwca do listopada, ze względu na zagrożenie lawinowe. Na szczyt dotrzemy wybierając niebieski szlak rozpoczynający się od schroniska nad Popradzkim Stawem (1500 m). Potem, podążając Doliną Mięguszowiecką dotrzeć do Żabich Stawów Mięguszowieckich. W tym miejscu trasa powinna być kontynuowana szlakiem czerwonym do schroniska Chata pod Rysami i dalej do przełęczy Waga. Wejście na Rysy powinno zająć 3,5 godziny lub więcej, w zależności od przygotowania i warunków pogodowych. Chata pod Rysami Chata pod Rysami (fot. Not2bad, WikiMedia) Schronisko to, określane często mianem Schroniska pod Wagą (nazwa przełęczy) jest najwyżej położonym tego typu obiektem w Tatrach – wysokość 2250 m brzmi naprawdę imponująco. Chata czynna jest w sezonie letnim i nie prowadzi do niej żadna droga dojazdowa. Zaopatrzenie we wszelkie produkty odbywa się za życzliwością turystów lub „nosiczków”, czyli tatrzańskich tragarzy. Energia elektryczna pochodzi z baterii słonecznych, a w wodę schronisko zaopatruje się z pobliskiego strumyka lub topniejącego śniegu. Schronisko dysponuje salą do spania na poddaszu oraz salą jadalną i bufetem na parterze. Ciekawostki Swoistą atrakcją w Chacie pod Rysami jest kabina toaletowa znajdująca się nad przepaścią około minuty drogi od schroniska, Tablica upamiętniająca wejście Lenina na Rysy w latach 1913-1914 była wielokrotnie niszczona, Jeśli turysta do Chatki pod Rysami przyniesie od 5 do 10 kg prowiantu, zostanie uraczony herbatą z sokiem malinowym, Przeczytaj o tym jak powstały rysy na Rysach. Informacje praktyczne Wędrówkę na Rysy najlepiej rozpocząć wczesnym rankiem, aby dotrzeć na szczyt jeszcze przed południem, kiedy widoczność jest dobra, później z pewnością zbiorą się chmury. Ze względu na znaczną wysokość i skoki temperatur należy pamiętać o ciepłej odzieży. Mimo dobrego oznakowania i zabezpieczeniu łańcuchami droga na Rysy nie jest łatwa – wymagana jest dość dobra kondycja i dobre obuwie do wspinaczki wysokogórskiej. Od 2007 roku możliwe jest przejście na słowacką stronę Tatr dzięki strefie Schengen Musimy liczyć się z tym, że w sezonie letnim szlaki prowadzące na Rysy mogą być przepełnione – jest to najchętniej zdobywany szczyt w Tatrach. Rysów ominąć nie sposób – są jednocześnie groźne i piękne. Tak naprawdę nie wiadomo, co wytrawnego turystę tak przyciąga. Kiedy ciekawość zostanie zaspokojona pojawia się chęć powrotu. Niemal pewne jest to, że kto ras Rysy zdobędzie, z pewnością będzie je zdobywał za każdym razem, kiedy przyjdzie mu przyjechać w najwyższe z polskich gór. [Głosów:259 Średnia: 110 3

całodzienna letnia wyprawa na rysy